Udało mi się rozegrać wczoraj w 3os całą kampanię. Każdy gracz miał za sobą 2 partyjki a właściciel nawet jedną kampanię. Zasiedliśmy zapoznani z zasadami. Po rozłożeniu i ogarnięciu nowych zasad z wybranych frakcji gra trwała 8h z jedną przerwą na obiad(max 30min).
Mi się bazowe Arcs spodobały, więc z wielką chęcią zasiadłem do tego molocha, który wrzuca ogrom dodatkowych rzeczy. Każdy z graczy zaczyna jako członek imperium(chyba, że jakaś frakcja mówi inaczej, u nas tak nie było), które reprezentowane jest przez fioletowe statki na planszy oraz dodatkowe spotkania, w których gracze mogą wymieniać się elementami(statki, miasta, przysługi) jak i są opodatkowani(frakcje rozbudowują takie spotkania przez swoje prawa). Główną różnicą względem podstawki są frakcje, z którymi dostajemy nie tylko unikalne umiejętności, ale też zadania do wykonania. W każdej z trzech rozgrywek otrzymamy inne. W pierwszych dwóch za wykonywanie celu zbijamy jego wartość, która jeśli na koniec partii wyniesie zero to misja zostaje zaliczona a my nie otrzymujemy żadnych kar. W przeciwnym razie jesteśmy zmuszeni na zmianę frakcji i dostajemy kary punktowe(ja skończyłem na -1 po pierwszym akcie xD). Nawet zaliczając zadanie, możemy zmienić frakcję i to jest naprawdę fajne, gdyż sporo kart z poprzedniej zostaje z nami i tworzymy pewne połączenie pomiędzy starą a nową. W finalnym akcie zadanie polega na spełnianiu wymagań na koniec każdej rundy by uzyskać dodatkowe PZ, a jak spełnimy je na koniec to zyskamy dodatkowe benefity lub podobno nawet wygramy z automatu grę(coś tam ziomek z filmiku z zasadami wspominał, u mnie to były dodatkowe PZ).
Pierwsza rozgrywka jest w sumie bliska temu co znamy z podstawki, ale zauważalnie gracze mocniej skupiają się na swoich zadaniach a resztę robi się bardziej przy okazji. Tutaj moja frakcja wybitnie mi nie siadła i jej cel nie otwierał mi opcji na powalczenie o ambicje w kolejnych rozgrywkach(skupienie na atakowaniu elementów nie będących w sojuszu). W drugiej partii wybrałem Piratów i stworzyłem statek flagowy, który to jest takim statkiem matką, zawierającym starporty jak i miasta, które przedstawiają jego obronę jak i atak oraz co najważniejsze dodatkowe zdolności. W drugiej partii przetaczałem się nim przez planszę niszcząc wszystko na drodze i wycinając jednego gracza w pień(finalnie wygrał, więc trza było go jednak cisnać do końca, a odpuściłem

). Odrobiłem punkty i skończyłem drugą partię znacząco bliżej niż po 1. W trzeciej zostałem z piratami i tutaj powinienem zdemontować statek i osiedlić się na nowo po jednej stronie planszy. Nie zrobiłem tego i to był spory błąd, gdyż w 2 rozgrywce spaliłem i rozkradłem w sumie wszystko co było na planszy, więc w ostatniej partii nie miałem z czego wyciągać surowców, a moi kochani przeciwnicy z rozbudowanym tableau robili ambicje nastawione na posiadanie znaczków na luzie i tylko nawzajem się boostowali zostawiając mnie w tyle

Finalnie choć zrealizowałem swoje cele przez wszystkie rundy to nie udało mi się kolegów dogonić. Ba, miałem jakieś 30PZ do nich, więc przepaść.
To co zauważyłem przez całą kampanię rozegraną 1 dnia, to coraz większe zmęczenie wszystkich i coraz niższą kontrolę wrogów. Każda partia wprowadza dodatkowe karty i prawa, do tego ciągle dobieramy nowe karty z wystawki. w Grze mieliśmy lekko 30+ kart z czego część to się wymieniała między rozgrywkami, to spadała i była zastępowana. Szczerze w połowie drugiej rozgrywki dałem sobie spokój z pamiętaniem kto co ma i może zrobić, bo tego było już po prostu za dużo. Sami gracze mieli problem ze spamiętaniem co jeszcze mają i co jakiś czas sprawdzali wszystkie karty xD Ta tona zasad dokłada oczywiście sporo momentów, w których musieliśmy się upewnić co jak z czym działa. W paxach dzięki ikonkom jest to jednak znacząco bardziej czytelne i często rzut oka mi wystarczał, tutaj jednak trzeba się wczytać w karty co zabiera sporo czasu. Są osoby, które piszą, że w podstawce układ kart na ręce może być bolesny są i tacy co mówią, że da się wykręcić co się chce. Ja jestem w grupie, która po prostu chce wymaksować opcje z ręki. Tutaj niestety wydarzenia w kampanii mnie po prostu irytowały, gdy przez 2/3 gry nie dostałem żadnego. Wydarzenia pozwalają skopiować leada, co jest bardzo dobre. Niczym joker. W partii też zauważalne było, że dwaj gracze poszli w podobną strategię i często grali te same ambicje, które napędzały ich. Ciężko jest samemu przerwać i zagrać swoje w takim przypadku, ale może to być moja wina przez brak dywersyfikacji pod wszystkie ambicje.
Po 8h byłem zadowolony z partii. Grało się przyjemnie. Działo się sporo. Podobało mi się, że udało mi się wyrwać z dna by potem tylko wpaść w marazm i snuć się bez planu po planszy(no dobra, nie fajne, ale dynamika mi się podobała). Nie wyobrażam sobie rozgrywać kampanii w 3 osobnych spotkaniach. Powracanie do tych wszystkich kart i przypominanie sobie co tam faktycznie miałem i chciałem zrobić oraz co wrogowie mają/chcą. Masa kart i frakcji tworzy świetną historię i daje sporo dodatkowych opcji względem gry podstawowej, ale ta liczba mnie finalnie męczyła. W sumie wciąż z chęcią zagram w bazowego Arcs, gdyż jest szybki i wredny i wcalej nie widzę kampanii jako czegoś znacząco lepszego. Jest to inne doświadczenie, bardziej złożone, ale dla mnie niekoniecznie dodające tyle głębi i zabawy vs zasad jakie trzeba przetrawić. Już się nawet z ekipą umówliśmy na kolejną kampanię, bo jednak bawiłem się bardzo dobrze i z chęcią siądę znowu. Z kolei nie wiem czy sam bym kampanię kupił. Na pewo podstawka znajdzie się w mojej kolekcji wraz z małym dodatkiem Lore i coś tam, ale kampanię wątpię bym miał z kim innym rozgrywać, więc takie wielkie pudło raczej odpuszczę.