Uderz w stół, to nożyce się odezwą, takem i ja nieproszony się wetnę. Jestem też wielkim fanem GoTa, i Szogun dla mnie jest zupełnie inną grą. Owszem, opartą również na mechaniźmie programowania akcji, ale różnica jest znacząca jak między wieloma CDG na przykład.
Sz to czyste euro. Na pierwszy plan wysuwa się aspekt optymalizacji wydawania własnych rozkazów; w GoT mamy znacznie większą swobodę możliwych zagrań na daną chwilę, w Sz cały czas się wydaje, że nie mamy ani jednego dobrego - jest to rodzaj łamigłówki która może się spodobać miłośnikom tworzenia łańcuszków do zamieniania kamienia w owce w jedwab w piwo w pezety. Bardzo wysoki element łamigłówki jak tu cokolwiek sensownego ugrać.
Od drugiej partii, gdy poznamy już dynamikę rozgrywki, zaczynamy patrzeć bardziej strategicznie, czyli nie tylko co ja zrobię, ale gdzie jestem najbardziej wystawiony, oraz co najważniejsze - które kampanie chcemy wygrać, a gdzie z ciężkim sercem zaakceptujemy porażkę. Wchodzi tu w grę bardzo fajny mechanizm push your luck, gdzie ryzykujemy nie wobec gry, ale przed innymi graczami. Zbierać tu złoto, licząc że nie zostanę jeszcze zaatakowany? Rekrutować we wrażliwej prowincji z nadzieją, iż atak wyjdzie po rekrutacji? Czy opłaca się w ogóle budować w tym regionie, czy mam szansę zawalczyć tu o większość? Szogun tylko pozornie jest grą o bitwach - w praktyce jest to area majority w stawianie budynków tak by inni ich nie przejęli.
Przy doświadczowej ekipie wchodzi wreszcie najlepszy element, clue dla którego w ogóle gram w gry planszowe, czyli czytanie przeciwników. Nie układasz już tylko swojej łamigłówki, ale wszystkich sąsiadów. Może ryzyko ataku na wrażliwy punkt nie jest wcale takie wysokie, bo przeciwnik ma lepszy kąsek gdzie indziej? Czy uznaje kierunek twojego planowego ataku za realne, główne zagrożenie? Może mniej ekscytujące, ale znacznie ważniejsze: gdzie będzie chciał/mógł budować? Odpowiednie przewidzenie może nie jest tak efektowne jak trafne odczytanie ataku i przygotowanie zawczasu kontry lub ataku uprzedzającego - mina przeciwnika, gdy odsłaniasz atak niweczący jego plany jest bezcenna - ale przełożenie na punktację takie samo.
Co do losowości: owszem, widziałem partie, w których ktoś miał dużego pecha co wykluczyło go/ją z walki o pierwsze miejsce. Na przeszło setkę partii w tym samym gronie znajomych jednak na palcach mogę policzyć partie, w których na pierwszych dwóch miescach nie były te same dwie osoby. Gramy jednak z propagowaną przeze mnie modyfikacją wybierania z trzech odkrytych prowincji podczas setupu by wyeliminować zauważalne dysproporcje na starcie.
Dla mnie ma trzy wielkie zalety: brainburning optymalizacji, szacowanie ryzyka, oraz granie aktywnie przeciwko innym graczom, a nie tylko konkurowanie o zasoby. Do tego wszystkiego ma reguły pozwalające zagrać niewplanszówkowionym (co nie znaczy, że wszystkim - proponuję ją raczej ogólnym science geeks, niż osobom, dla których najważniejszy jest aspekt towarzyski, bo nie sądzę, bym zauważył, gdyby ani razu nikt się nie odezwał podczas partii, która trwa bite trzy godziny).
Cholera, muszę jakiegoś bloga założyć by napisać mu w końcu jakąś laurkę
Sent from my awesome mobile I want to brag about. May contain trace elements of tpos.