Muttah pisze:@Adalbertus123
A) niech sobie zagra Iron Circle - też jest to frakcja 'zła'
B) no to najwyraźniej jest słaby i umie grać tylko jak ma z górki
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
Ja z kolei lubię być underdogiem, bo z takiej pozycji zwycięstwo smakuje lepiej. A grając Nerath wygrałem tak jak pisałem wcześniej - na początku dostaje się baty i zanim zdąży się przegrupować, dobudować wojsk i zebrać się do kontrofensywy, to trochę czasu mija. Ja ten czas, w szczególności na wczesnym etapie rozwoju gry, wykorzystałem głównie na zabezpieczenie granic (żeby nie tracić więcej niż to konieczne) i właśnie questowanie ile wlezie. A że Nerath ma łatwy dostęp do dwóch lochów, to najpierw z marszu przerobiłem je raz małymi ekipami, a potem zebrałem więcej gości i plądrowałem je jeszcze kilka razy. W kartach oprócz punktów zwycięstwa doszło mi parę niezłych upgrade'ów, które dodatkowo pomogły w przeprowadzeniu kilku dobrych akcji (szczególnie miło wspominam totalną masakrę całej floty czerwonego gracza, który szykował na mnie potężny desant - skoncentrowany nalot smoków w połączeniu z flotą oraz tajfunami posłał wszystkie jego statki na dno i sny o potędze szybko się skończyły). W późniejszych etapach gry przeszedłem do militarnej ekspansji - odzyskałem praktycznie wszystkie ziemie i zacząłem kąsać czarnego oraz czerwonego gracza (do żółtego miałem za daleko). No i na koniec co się dzieje? Otóż punktacja liczona jest po zakończeniu całej rundy. I kto jedzie wtedy ostatni, ach kto? No właśnie Nerath. I może przypuścić totalny atak wszystkim czym się tylko da, włącznie ze smokami wlatującymi za linie wroga, potworami wykonującymi 'amok' itd. - nie trzeba się już wtedy martwić dalszą obroną, można pójść na całość. I tak właśnie zrobiłem, choć przyznaję, że wygrałem przewagą bardzo niewielką.
Co do kart:
Że losowe i że może dojść coś nieprzydatnego? Cóż, kostki w walce też Ci mogą nie pójść. Niektóre karty, z tego co pamiętam, dają do 3 punktów i jeszcze bonusik, a wygranie pojedynczej bitwy daje cały jeden punkt I (i to tylko, jeśli podbijasz wrogi teren). Jak dla mnie jednak warto podejmować wyprawy - a że trzeba to sobie najpierw przygotować, poświęcić środki i ruchy, to już sorry - wszystko kosztuje ruchy i zasoby. Moi współgracze też coś tam próbowali w lochach ugrać, ale posłali za małe ekipy, dostali w dupę i się zrazili. Cóż, śmierć frajerom
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Grał i Iron Circle i Nieumarłymi- normalnie w domu gramy na dwie osoby. A nawet w grze na 4 frakcje zła sa zsojuszowane, więc nie ma znaczenia ilość kierowców.
Mogę napisać, sam jesteś słaby? Skoro piszesz, że nieumarli mają z górki, to przyznajesz, że grze brakuje balansu. Nerath akurat batów nie zbiera, gdyż razem z elfami ciśną iron circle. Usiłowałem kiedys questować od pierwszej tury, ale arcydiabeł/ smok wyrżnęli mi wszystkich bohaterów. Zresztą wygranie bonusu dla jakiejś kosztownej, niegrywalnej jednostki nie pomaga. Później zaś bohaterowie potrzebni są na froncie.
Twoje piękne słowa o pięknej akcji: jakiej flocie czerwonego gracza? Po co mu była?
Jakim cudem miałeś kąsać żółtego gracza, skoro jest on z Tobą w sojuszu?
Jeśli graliście bez sojuszów, to graliście w zupełnie inną grę, gdyż instrukcja sojusze zakłada.
I nie żebym miał coś przeciw home rulesom, ale o ich używaniu należy wspomnieć pisząc o grze.
I sorry, dopóki nie wczytałem się że graliście ,,home rules" to cisnęło mi się na usta pytanie: co robili Twoi współgracze jak się tak piąłęś do potęgi.
bez sojuszów gra dalej wydaje mi się niezbalansowana, gdyż gracz żółty i czerwony dostają z miejsca w tyłek (zwłaszcza ten pierwszy).
Odnośnie mocy mojego brata:
i on i ja jesteśmy szachistami trzeciej kategorii, niedzielnymi graczami mtg, naszą ulubioną grą jest Twilight Imperium, zaś na stole stale goszczą Mage Knight, Runewars. Często grywamy w Gota, zdarza się w Szoguna. Więc wydaje mi się, że jakąś moc obliczeniową mamy, zaś zasady nam niestraszne (co nie znaczy, że pomyłki się nie zdarzają).