Jakoś tak się złożyło, że Robinson trafił pod mój dach. Jestem po pierwszej rozgrywce 3-osobowej. Żona razem z córką, syn i ja. W sumie nie wiedzieli czego się spodziewać, tak więc ciekaw byłem ich reakcji.
Krótkie spostrzeżenia z perspektywy rodziny.
Żona zainteresowała się grą mocno podziwiając komponenty. Odpadła po kilku rundach ze stwierdzeniem, że gra jest śliczna, ale zbyt skomplikowana, zamotana i to nie dla niej.
Syn (9 lat) darował sobie dwie rundy później: gra nudna, bo tylko chodzisz z miejsca na miejsce, zbierasz surowce i odkrywasz karty przygody.
Córkę pomijam, bo była raczej w roli obserwatora.
A ja? Dokończyłem z instrukcją w ręku już solo i poległem sromotnie. I teraz moje trzy grosze:
- gra naprawdę pięknie wydana;
- przygotowanie do gry jak ma się wszystko w woreczkach to jakaś masakra, wkrótce biorę się za zrobienie piankowej wypraski, bo rozkładanie/składanie mnie przeraża;
- po pierwszej rozgrywce mam już świadomość, jakie błędy zostały popełnione, znaczenie ikon też już jest jaśniejsze, myślę więc, że kolejna gra będzie ciut płynniejsza, zwłaszcza, że zapomnieliśmy o celu pierwszego scenariusza, czyli zbieraniu drewna na stos;
- kooperacja polegała raczej na tym, że przedstawiałem co można zrobić i jakieś tam działania były ustalane, ponieważ to ja miałem instrukcję przy boku, to mogę stwierdzić, że to było solo w 70%, 30% to decyzje innych, wszystko można zmienić, kwestia obycie współgraczy z grą.
Spodziewałem się, że Robinsona przyjmę gorzej, miło się rozczarowałem. A że scenariuszy jest mnóstwo, więc wygląda na to, że trochę czasu spędzę w jej towarzystwie, raczej solo, chyba że brata w to wciągnę
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)