ja_n pisze:Ta dyskusja na temat statystyki w MotA nadaje się do wydzielenia do osobnego wątku...
Done - było to trudniejsze, niż Ci się zdawało, bo po części posty były na temat. Wklejam część mojego pierwszego posta, który dotyczył samych relacji ze spotkania:
OK - tym razem udało mi się wykonać plan pięcioletni i zagrałem w
Mystery of the Abbey oraz
Colosseum - zresztą nie pierwszy raz, bo o dziwo są to jedne z moich bardziej ogranych gier. Do tego kupiłem w ciemno
Race for the Galaxy (dlatego, że Sztefan nie chciał grać tydzień temu -.-) od Michała, który zwrócił na siebie uwagę prywatną wiadomością. Mam wrażenie, że gra nie jest zachwalana bez powodu, chociaż będzie faktycznie wymagała trochę ogrania, tak jak powiedział mi Sztefan. Jakoś kompletnie nie wchodziły mi do głowy reguły, póki nie zobaczyłem przykładów efektów kart na końcu instrukcji i nagle wszystko stało się jasne - dosłownie wraz z przeczytaniem ostatniej strony. :-D
Po pierwsze ze spotkania wynikła
dyskusja na temat statystyki w Mystery of the Abbey.
Teraz przejdźmy do
Colosseum. Muszę powiedzieć, że na pięciu graczy zawsze mi się w miarę podobało, chociaż wielokrotnie twierdziłem, że na trzech jest niemal "broken", czego NIE mam ochoty udowadniać statystycznie. ;-)
Niemniej jednak pierwszy raz zdarzyło mi się, że startowy rozkład żetonów załatwił mnie właściwie na 4/5 gry (być może zdarzało się to innym graczom, ale sam tego nigdy nie doświadczyłem - "see no evil" i te sprawy ;-) i tylko nadludzką siłą woli wylądowałem na przedostatnim, a nie ostatnim miejscu. Dostałem 5 żetonów, z których tylko DWA pasowały do moich startowych programów. Jasne - jest dokupywanie, jest handel i w ten sposób udało mi się w pierwszej rundzie wystawić przynajmniej jedno przedstawienie z minus dwoma żetonami. Przez kolejne rundy nie miałem innego wyboru, niż pokazywanie tego samego kitu, żeby mieć kasę, a perspektywy na jakieś większe przedstawienia utrudniał fakt, że musiałem handlować "luźnymi" żetonami, które przydałyby mi się na przyszłość, miejscami po niekorzystnym kursie, żeby w ogóle COŚ wystawiać. Pozbawiałem się przez to także szans na "star performer award". Błędne koło! Draco przez całą grę prowadził i poszedł w KOMPLETNIE co innego, niż ja, więc zajmowanie ostatniego miejsca i zabieranie mu żetonów praktycznie nic by mi nie dało. Żetony pod przedstawienie, które sobie upatrzyłem, zaczęły jakoś dochodzić dopiero pod sam koniec gry i udało mi się je co prawda wystawić z pełną obsadą itp., ale bez większych bonusów nie miałem szans powalczyć z czołówką NAJTANDETNIEJSZYM przedstawieniem na cztery części stadionu - na inne nie było mnie nawet stać i przez ciągłą konieczność handlu, a właściwie tylko safari szedł w podobne żetony do moich, nie uzbierałbym nawet odpowiedniego zestawu.
Oczywiście jak zwykle wkurzająca była licytacja, w której ktoś licytował w granicach 25, bo chciał zdobyć JEDNĄ płytkę rydwanu, a chwilę później z worka wychodziły dwa rydwany i ktoś je zgarniał za 8 złota, figurki senatorów itp. przez większość gry zgromadziły się dość daleko od mojego stadionu, dlatego że dwóch graczy nie kupiło loży cesarskiej i nie opłacało im się przez to w ogóle popychać ich w swoim (i de facto moim) kierunku, tylko ruszać się gdzieś hen, hen daleko na pola z medalami. Miałem farta, że przynajmniej na ostatnie przedstawienie zgarnąłem trzy figurki do areny. Miałem też masę (pięć) medali, ale przez całą grę nie było mnie nawet stać na wykonanie dodatkowej akcji rozbudowy, jeżeli chciałem wylicytować żetony i/lub kupić sensowny program - LOL. Dostałem za nie te +15 punktów - bez tego w ogóle odniósłbym straszliwą porażkę - tak samo jeżeli nie udałoby mi się wleźć tymi figurkami do areny, a to przecież czysta losówa.
Cóż - wkurzyłem się trochę na Colosseum, bo udaje taki "kombinatorski" tytuł, a tak naprawdę w dużej, ba, być może nawet największej, chyba że wszystkim trafią się podobne pozycje startowe, zależy od szczęścia. Przy pięciu graczach zawsze wygrywały umiejętności - zresztą tutaj też, bo wygrał safari (he, he), ale największym moim zarzutem jest to, że przez 4/5 gry byłem totalnie u-**-pio-ny i od początku wiedziałem, że na zwycięstwo nie mam co liczyć - nawet mimo tego ostatniego przedstawienia, które skleciłem resztką sił (pod koniec miałem zaledwie sześć złota!). Ech.
Aha - na koniec zagrałem w
Blefa, w którym melee wygrał nie tracąc przez całą grę ANI JEDNEJ kostki. :-D
Faktycznie nasz podwójny blef, w którym obstawiliśmy piątki, których W OGÓLE nie mieliśmy, i draco dał się nabrać, był boski. Zresztą w końcu udało mi się doczołgać z jedną kostką do finału (na pięć kostek melee) - to było starcie tytanów - przegrałem oczywiście po pierwszym rzucie. ;-)