Ogólnie problem z tą grą nie jest taki, że jest duzo do zapamietania - problemem jest to, że nie ma payoffu, a gra jest żmudna. Na początku 3x3 akcje w erze wydawało mi się dużą możliwością - po kilku erach miałem odczucie, ze nic w swoich tutach nie robie.
CoC nie jest grą, w której spokojnie zakładasz sobie jakiś plan, a następnie powoli go realizujesz, broniąc się opcjonalnie przed jakąś konfrontacją. Jest tutaj bardzo wiele elementów taktycznych, czyli działasz z tym, co daje ci gra i próbujesz obrócić to na swoją korzyść. A na początku starasz się tak rozwinąć swoją cywilizację, aby mieć jak najwięcej do roboty. W kolejnych rundach gra może się nieźle przedłużyć, bo tyle opcji mają gracze do wyboru. Jednak budujesz to od samego początku.
Początkowo można się rozwijac jak szalony, bo nie ma sensu inwestowc w wojsko kiedy nie masz zadnego zagrozenia. Ba! Gra ustawieniem poczatkowym sprawia, ze nikt na Ciebie rusha nie zrobi, bo zanim postawi te swoje 1-2-3 piechoty i dojdzie do Ciebie to na luzie będzie już 2 era, a ty w miedzyczasie bedziesz mógł sobie rozwinac nacje, postawic fort i zbudowac wojsko, a przeciwnik straci x surowców zeby dojsc do twojego miasta itd.
Ustawienie początkowe jest takie, że przynajmniej jeden przeciwnik może łatwo do ciebie dotrzeć. Nawet jak ma szpaler gór czy lasów. Ponadto wiesz, że mogą pojawiać się barbarzyńcy, więc od samego początku opłaca się inwestować w wojsko.
Najgorsza jest losowość kart wydarzen - jak wjadą Barbarzyńcy to mogą mocno przychamowac twoj rozwoj
Dzięki dokładaniu kosteczek technologii gracz bardzo dobrze wie, kiedy mogą pojawić się wydarzenia. I oto też chodzi - o zarządzanie ryzykiem. Możesz rozwijać się szybko i narazić się na atak albo zrezygnować w turze z dokładania tej kolejnej kosteczki, aby trochę przygotować się na atak.
Po pierwsze - to 1 z 4 graczy, inni nie mieli piratów na głowie
Przy żadnym innym graczu nie było morza? Niezwykle rzadka sytuacja - jak dokładamy piratów z wydarzenia to jeden idzie do nas, a kolejny do innego gracza.
zakladnie miasta przy Barbarzyńcach to chyba średni pomysł
To absolutnie nie jest zły pomysł. W ostatniej rozgrywce tak się złożyło, że Marek miał przed swoim miastem 3 wioski barbarzyńców. Nie mógł się ruszyć. Rekrutacja wojskowa, kilka bitew i miał dużo złota, osad (na których zakładanie nie musiał tracić wielu akcji) i otwartą drogę do innych graczy. Oczywiście w pewnym momencie gry można uznać, że miał "trudniej" i "gra jest niesprawiedliwa, bo przy innych nie ma barbarzyńców" - a jednak wygrał. Tak jak mówiłam wcześniej - wykorzystujesz to, co przynosi ci gra.
Wlasnie problem w tym ze ten konkretny gracz miał bardzo słaba sytuacje jesli chodzi o potencjalna ekspansje
To absolutnie nie jest gra o ekspansji. Zwycięstwo nie ma z nią nic wspólnego. Ba, są nawet rasy, które na pewno nie będą szły w podbój terytorialny, a inne nie będą nawet wznosić budynków (Hunowie). Przy moim jednym zwycięstwie miałam do V rundy dwie osady obok siebie

Rzym mając możliwość poruszania się o 4 pola może inwestować tylko w wojsko i potem przechodzić sobie przez inne nacje jak przez masełko, zdobywając ich wszystkie budynki. To błędne założenie, że trzeba robić ekspansje, bo inaczej się nie wygra.
To o czym piszesz "kiedy rzucać się z motyką na Słońce, a kiedy odpuścić." nie zmienia setupu mapy czy losowego dociągu wydarzeń - znajomość gry Ci tutaj nic nie da jak wieje Ci wiatr w oczy.
Wszystkie kafelki startowe pozwalają zdobyć wszystkie potrzebne surowce. Możliwe, że jakaś rasa ze specjalnym kaflem na początek nie ma dostępu np. do drewna (nie wiem, nie pamiętam), ale wtedy też nie ma z nim większego problemu (albo ekspansja, albo ściągasz do siebie barbarzyńców, którzy dadzą ci złoto). Tak jak wspomniałam o wydarzeniach - gracz dobrze wie, kiedy do niego przyjdą. Jego wola, czy się na nie przygotuje czy ryzykuje.
To samo z kartami celów - podejdą Ci takie, które masz gotowe na planszy - super, darmowe x punktów, podchodzą Ci takie, które w ogole nie pasuja do twojego stylu gry?
Karty celu również nie przesądzają o zwycięstwie. Jeżeli masz na ręku słabe, to inwestujesz w technologie, która łatwo pozwala ci dobrać nowe, albo w taką, która pozwala ci je zamienić na surowce. W ostatniej rozgrywce miałam zrobionych bodajże 8 kart celów. Marek chyba jeden. Przegrałam 40-33.
Nie, nie trzeba - wszystkiego w jednej rozgrywce nie zobaczysz, ale przy 4 graczach i 4 różnych stylach gry jesteś w stanie dużo ekstrapolować z tego co się dzieje na planszy, albo się zastanowić czy zmiana jakiejś konkretnej reguły wpłynęła by znacząco na twoje odczucia z gry.
Zgadzam się z tym, że nie trzeba ogrywać danego tytułu do entego razu, aby przekonać się, co w nim nam nie pasuje. To bez sensu i po co człowiek ma się męczyć. Jednak u was chyba trochę zadziałało nastawienie, że gra rzuca losowo kłody pod nogi i nic z tym nie można zrobić. A można zrobić naprawdę wiele.