Gizmoo pisze: ↑02 lip 2024, 10:38
To niestety nie był najlepszy miesiąc. Po pierwsze – rozgrywek, jak na mnie, było trochę za mało. Granie się nie kleiło, towarzystwo nie miało czasu i mnóstwo spotkań zostało odwołanych, często w ostatnim momencie. A to dziecko, a to pies, a to żona, a to kac.

Po drugie – i co niestety ważniejsze – nowości w większości były grubo rozczarowujące. I muszę z przykrością stwierdzić, że trochę straciłem apetyt na poznawanie nowych gier. Gdyby nie perełki, które zawsze rozpalają mnie do tego hobby, to byłby to miesiąc wręcz tragiczny! Bo co tu dużo ukrywać – no nie bawiłem się przy nowych grach dobrze.
Nowości:
BLADE RONDO – Sprytna, pojedynkowa, karciana, dwuosobówka. Bawiłem się w miarę nieźle, jest tutaj sporo fajnego kombinowania i to nawet pomimo faktu, że nie jestem miłośnikiem mangowych, skąpo ubranych dziewczynek z dużymi... Oczami.

Solidne
7/10
MOUSQUETAIRES DU ROY – Staroszkolne one vs Many o Muszkieterach, czyli w zasadzie dwuosobówka. Dużo fajnych pomysłów i sprytnych rozwiązań, niestety utopionych w niezbyt przyjemnej losowości. Podoba mi się koncept, akcje są bardzo tematyczne i wiernie starają się oddać wydarzenia z powieści, ale rzuty (mnie) frustrują. No nie jest to nic przyjemnego, gdy wreszcie wy-Dumas błyskotliwy ruch, który udupi pozbawiony wszelkiej kontroli rzut koścmi.
6/10
MARVEL: RĘKAWICA NIESKOŃCZONOŚCI – Wariacja Listu Miłosnego w wersji jeden-przeciw-wszystkim. Nie ma co pisać elaboratów. Gra działa i jak ktoś lubi LM i komiksowych „peleryniarzy” to przynajmniej powinien to wypróbować.
6/10
COSMIC BALANCE - Od bardzo dawna chciałem poznać ten tytuł. Głównie ze względu na ilustracje, które przypominają te ze starej gry na PC - "Gobliiins". Poratował nasz forumowy „bóg i władca” -
Curiosity, któremu z tego miejsca chciałem jeszcze raz podziękować za gościnę i doborowe towarzystwo! I choć mechanicznie gra jest rewelacyjnie wymyślona, a ilustracje są wręcz skrojone pod mój gust, to niestety całość irytowała mnie losowością, oraz poczuciem braku kontroli. Coś nie tak jest do końca z ekonomią w tej grze i zdecydowanie odczuwałem... Brak tytułowego balansu.

Frakcje wydają się być słabo wyważone (pun intended), a główny gimmick z wagą, bardziej irytował, niż robił robotę. Na moją nienajwyższą ocenę, oraz średnią w ogólnym rozrachunku zabawę, mocny wpływ miał mój stan zdrowotny, bowiem pochorowałem się żołądkowo, a kilkukrotna wycieczka do świątyni dumania - skutecznie psuła humor. Niemniej chętnie spróbuję jeszcze raz. Ba! Grę bym chętnie kupił dla
samych ilustracji! (i być może to zrobię) Strasznie mi się podobają! Wielka szkoda, że autor tych przewspaniałych rysunków nie wykorzystał swojego talentu w innych planszówkach. Na razie wystawiam asekuracyjne
5.5/10 i liczę na powtórkę w lepszych, bardziej sprzyjających okolicznościach żołądkowych.
Rozczarowania miesiąca:
TERRAFORMACJA MARSA GRA KOŚCIANA – Jak z wybitnej gry zrobić popłuczyny? Proste! Wydać grę bez polotu, bez serca, byleby tylko zarobić kasę na znanej marce. Kościana TM to dla mnie absolutny klocek postawiony na marsjańską glebę, ale z tego nawozu drwa nie będzie. Gra jest przeraźliwie irytująca, losowa, i... Mozolna. Do tego posiada najgorszą możliwą wadę, jaką tylko może posiadać gra z kartami! Mianowicie – efekty są wręcz kosmicznie nudne! Ich działanie wygląda tak, jakby wymyślało je średnio ogarnięte A.I. Byłem zniesmaczony i nie mam ochoty na więcej. A gdy porównamy tą grę do Roll For The Gallaxy, jeszcze z dodatkiem Ambicja, to już w ogóle odczujemy gigantyczny niesmak. Tak jakby porównać najgorszą kulę mocy, do kebaba polecanego przez Księżula. Dawno nie grałem w tak nudną, pozbawioną duszy, grę. Zrobiono z TM to, co Disney zrobił z Gwiezdnymi Wojnami - i za to naciągane
4/10
VIRTU – Z góry przepraszam miłośników tej gry, a przede wszystkim
nimsarna, bo choć gust nam się w wielu miejscach pokrywa, to miłości do Virtu nie rozumiem i zrozumieć nie potrafię. Gra niby tam działa, ale robi to, czego w planszówkach nie lubię. Mianowicie jest tu bardzo dużo obsługi gry, mozolnego zarządzania dla samego zarządzania, a wpływ na sytuację na planszy jest znikomy. Rondlo-puzelek z kartami nie jest ani satysfakcjonujący, ani intrygujący. Jest za to zwyczajnie upierdliwy. Mnóstwo ruchów trzeba wykonać, żeby zmienić gamestate na planszy, a emocji tutaj tyle, co na układaniu pieczarek na mrożonej pizzy. Ta gra to dla mnie takie odwrócone El Grande. Tam jedna karta, jeden ruch, potrafi bardzo zamieszać na planszy. Tutaj dziesięć minut międlenia, by przenieść kilka figurek z jednego pola do drugiego. Downtime jest wykańczający, a wygrana mało satysfakcjonująca, bo mamy w sumie sałatkę punktową i można nadrobić brakujące punkty nie mając solidnej kontroli na planszy. Umęczyła mnie ta partia i strasznie poirytowała, bo wierzyłem, że Virtu będzie dla mnie odkryciem roku, a tymczasem był jednym z większych zawodów. Jest jak piękna Włoszka, na którą ma się apetyt, ale jak się już odezwie, to nie przestanie przez cały weekend marudzić, robić wyrzutów, a na koniec cię obrazi i wróci do mamy.
4/10
Kasztan z klockiem:
CIRCADIANS: CHAOS ORDER – To jest gra, która spowodowała u mnie reakcję, której bym się po sobie nie spodziewał. Tylko dwa razy w życiu wstałem od stołu i nie dokończyłem partii, będąc wściekłym, poirytowanym i totalnie zniechęconym. Szkoda mi czasu na opisywanie CCO, bo dla mnie ta gra, w obecnym stanie, nie powinna moim zdaniem, ujrzeć światła dziennego! Jak można w tak długiej grze, częstować graczy tak olbrzymim losowym kotletem!? Efekty na kartach i ich korelacja z akcjami są jeszcze bardziej absurdalne, niż te z Brazil! Można dobrać absolutnie bezużyteczną kartę i nie zagrać jej przez całą partię! Losowość efektów jest tutaj tak irytująca, że woła o pomstę do nieba. Jasne może miałem tylko „pecha”, że wyciurlały mnie kostki w bitwie, wyciurlały mnie karty, wyciurlał startowy setup, ale... Ta gra jest kosmicznie niesprawiedliwa! To jedyny tytuł, w którym tak bardzo widoczny jest efekt kuli śnieżnej. Ktoś, kto lepiej rozegra początek, jest w zasadzie nie do zatrzymania, gdy tymczasem skarcony na początku gracz, nie ma możliwości powrotu do wyścigu o punkty. Niemal na samym początku rozgrywki, zostałem odcięty od surowców, przez co nie miałem jak płacić za akcje. Start w tej grze z ostatniej pozycji w pierwszej rundzie jest masakrą, bo zwykle nie mamy energii, by opłacić akcje, które wybrali nasi przeciwnicy. Nie zakładam, że graliśmy źle, niezgodnie z zasadami, ale miałem takie wrażenie, bo aż wierzyć mi się nie chciało w tak durne rozwiązania! Ale rozgrywki pilnował wyjadacz, mający wiele partii na koncie, więc o błędy go nie podejrzewam. Już sam setup z reliktami mnie wkurzył, bo oczywiście ja byłem przy tych o najdalszych cyferkach, podczas gdy moi przeciwnicy mogli korzystać z nich od samego początku. Bawiłem, się koszmarnie źle. Nie dokończyłem partii, wiec w sumie nie powinienem wystawiać oceny, ale nie dam się ponownie namówić na tego klocka.
3/10
Najwięcej partii:
6. BIERZE! – Nie wystawię oceny, bo choć bardzo lubię, to aktualnie „rzygam” tą grą. Na dwóch górskich wyjazdach, moi znajomi nie chcieli wieczorami grać w
nic innego.

Siłą rzeczy rozegrałem więc w tym miesiącu ponad 40 rozdań. Muszę zrobić przerwę, bo przestanę tę karciankę lubić. Bez oceny, bo to tak jak oceniać babciny rosół. Po ósmej dolewce przestaje smakować.
Powroty miesiąca:
YEDO DELUXE MASTER SET – O ile Yedo w wersji klasycznej jest dla mnie co najwyżej losowym średniaczkiem, o tyle DMS ociera się niemal o wybitność. Możemy tu skroić rozgrywkę niemal pod siebie, bo kilka setów kart pozwala w zasadzie na kreację zabawy pod nasz gust. Możemy tu wybrać i poziom trudności wyzwań i poziom interakcji, od niemal pasjansika, do Munchkinowego "wuj ci w oko". Możemy uczynić grę ciaśniejszą, albo luźniejszą. I wreszcie możemy mieć większą kontrolę nad talią wydarzeń. Do tego mamy absolutnie rewelacyjne moduły, które jeszcze bardziej dodają głębi i dokładają ciekawych decyzji. Cała zabawa to takie Lords of Waterdeep, ale do kwadratu! Dużo tu fajnego kombinowania i niebanalnych zagrań. Od ostatniej mojej partii trochę wody się w Wiśle przelało, więc na kolejną rozgrywkę czekałem z ekscytacją i ogromnymi nadziejami. I do ostatniej rundy krzyczałem z zachwytu i chciałem przyznać dziewiątkę, ale niestety wyszło losowe wydarzenie, które potwornie skarciło jedynie mnie, bowiem odwróciło wypracowaną w poprzedniej rundzie kolejność graczy. I tak, będąc ostatnim, nie zrobiłem w finalnej rundzie
nic.

Z pierwszego miejsca spadłem na trzecie! Nie lubię, gdy gra traktuje graczy niesprawiedliwie, a tutaj tak się stało. Także pomimo, że bawiłem się świetnie i rozgrywka mnie wręcz zachwyciła, to muszę obciąć jedno oczko od oceny za ten fuckup z losowym wydarzeniem, który w ogólnym rozrachunku popsuł mi zabawę.
8/10
MARTIANS: A STORY OF CIVILIZATION – Opisałem swoje wrażenia w dedykowanym wątku, więc tutaj krótko: Piękne, ciasne, wymagające i bardzo klimatyczne euro. Klimat wręcz wylewa się z planszy. Żałuję, że tak rzadko w to gram, bo za każdym razem bawię się kapitalnie!
8.5/10 i gdyby nienajlepsza (a poprawiona!) instrukcja, to może byłoby pół oczka wyżej.
GODFATHER: IMPERIUM CORLEONE – Ech, co to była za epicka partia! Mnóstwo śmiechu, emocji, przekomarzania się! Grając w to cudo miałem przyjemne uczucie obcowania z grą całkowitą. Świetnie skrojoną, świetnie wymyśloną, bez jednego niepotrzebnego elementu. To jest wręcz niesamowite, jak ta gra udała się Langowi! Jeden z niewielu przypadków, w którym każde zagranie generuje ciekawe dyskusje i fajną grę nad stołem. Gdyby nie wybrana gra czerwca, która absolutnie rozłożyła mnie na łopatki, to właśnie Godfather zgarnąłby ten tytuł. No ale partia z Ojcem była tylko jedna, a zwycięzca jednak położył na stole cannoli dwa razy.
9/10
Gra miesiąca:
D.E.I. DIVIDE ET IMPERA – Miałem już za sobą kilka rozgrywek, ale dopiero dwie partie w czerwcu uświadomiły mi, że absolutnie kocham DEI. Jest to znakomicie wymyślone area control, napędzane kartami. Mamy do tego leciutki deckbuilding, który jednak dostarcza sporo ciekawych decyzji. A udana realizacja misji – dostarcza ogromnych pokładów satysfakcji. Jest to gra, która bardzo wynagradza dobre decyzje, jednocześnie karcąc za błędy. Jak to w postapo – albo jesteś spryciulą, albo gryziesz zmarzniętą glebę. Dałbym dychę, ale wkurza mnie tutaj przydługi, upierdliwy setup. Rozstawienie planszy i całego na niej „ustrojstwa”, jest najmniej emocjonującym elementem całej zabawy. Cała reszta to jednak złoto! Więc...
9.5/10. Absolutnie mnie w tym miesiącu ta gra zachwyciła!