Sierpień to istny miesiąc nowości, powrotów, przyjemnych tytułów i jednego rozczarowania. Jedna gra, która spędziła na półce możliwości 650 dni w końcu trafiła na stół.
Sierpień w liczbach: 60 rozgrywek w 23 tytuły.
I na jednym obrazku
Nowości:
-
The Mandalorian: Przygody | 4 rozgrywki |
5,5/10
Gra zabierająca nas do przygód znanych z pierwszego sezonu serialu o tym samym tytule. Sprytny system wykonywania akcji oraz zagrywania kart. Ten pozwala wykonywać nam różne podstawowe akcje jak ruch, atak, etc, a gdy w danej akcji zagramy zbyt mocne karty to odpala się wydarzenie albo kryzys. To zwykle aktywacja wrogów albo specjalny warunek lub timer dla misji.
Ta część przypadła mi do gustu, jak również wygląd, wykonanie gry oraz "mechanika dziecka".
Natomiast same misje oraz przeciwnicy są monotonni oraz prostaccy. Zadania nasze to sztampowe: przejdź z punktu A do punktu B albo Znajdź X i przejdź do punktu A. Przeciwnicy: mamy ich 3 klasy, ale w praktyce nie różnią się od siebie zbytnio. Te mają tylko znaczenie jaki typ aktywujemy. Niektórzy mają 1 hp, a niektórzy więcej, a zawsze zadają nam 1 obrażenie. Ich umiejętności też nie są jakieś wyszukane. Przez to ja oraz współgraczka byliśmy trochę zawiedzeni. Obsługa wrogów, ich aktywacja oraz możliwość ich przesuwania z jednej z akcji bohaterów jest bardzo abstrakcyjne i bez klimatu. Tylko 4 mapy. Odblokowane komponenty nie przekonują mnie, aby grać dalej. Dla fanów serialu.
-
Burning Banners | 3x |
8/10
Zagrałem 3 różne scenariusze na 2 i 3 osoby. Pierwsze wrażenia na wprowadzających misjach były dość mieszane, ale to trzeci 3-osobowy scenariusz otworzył mi oczy na ten tytuł. Widać asymetrię frakcji w: możliwościach wojsk i liderów, ekonomii, celach czy samym feelingu rozgrywki. Wojownicy Oathborn to urodzeni w górach woje. Wiedzą jak się po nich poruszać, jak znajdować złoto w kopalniach, a to było kluczowe dla celu tej frakcji w tym scenariuszu: odbić, odbudować oraz utrzymać 3 osady do końca gry. Drugim celem, który natychmiast zakończyłby rozgrywkę, było doprowadzenie do upadku goblinów. To można osiągnąć to na 2 sposoby: frakcja zostanie bez złota, a musi utrzymać miasta lub straci wszystkie miasta. Kolega miał tutaj nie lada zagwozdkę.
Armia Nocy, którą grałem to wiedźmy. Używają uroków, bestii oraz odprawiają sabaty celem pozyskania przewagi, mogą oczarować armię wroga, a ich jednostki są bardzo specyficzne i różnorodne, bo ro zbieranina hord zwierząt, duchów czy ghuli. Ciekawa frakcja, w której drzemie dużo głębi!
Sama gra, pomimo że dla niedoświadczonego obserwatora może być tylko "wesołą turlanką", to wiele oferuje: ekonomia, która jest kluczowa, chcemy kontrolować określone miasta, a pozycjonowanie jednostek jest cholernie ważne i chyba na tym wygrał kolega frakcją Oathborn. Liderzy, gdy są doczepieni do armii to zmieniają jej umiejętności, siłę i inne elementy. Potwory i legowiska skrywające skarby. Kości - te możemy kochać albo nienawidzić, sam mam na nie uczulenie, ale w wariancie zaawansowanym dostajemy od gry duży arsenał modyfikujący wyniki walki. Są to czary, błogosławieństwa, modyfikatory terenu i umiejętności liderów. Im więcej gram, tym więcej głębi widać w Burning Banners. Można do tej gry podejść bardziej na luzie lub zagrać z młodszymi grając na podstawowych zasadach. Można zagrać na zaawansowanych i wtedy gracze głowią się i troją, głowa parowała jak przechytrzyć wrogów niczym w ciężkim euro.
Oryginalne scenariusz, przepiękne wykonanie, epickie bitwy, zwroty akcji, ciekawe oraz asymetryczne frakcje sprawiły, że bardzo przyjemnie gra mi się w Burning Banners. Najbliżej temu do Heroes III, ale tu w moim odczuciu wszystko jest zrobione ciekawiej. Chętnie zagram kolejną rozgrywkę na 3 albo 4 osoby. A jeżeli jesteście zainteresowani tytułem oraz wybieracie się na Planszówki w Spodku to będzie ku temu okazja, bo m.in. BB będzie do zagrania na naszym stoisku

.
-
The Hunters: German U-Boats at War | 2x |
6/10
Zagrana na próbę gra wojenna solo. W The Hunters wcielamy się w kapitana okrętu podwodnego Kriegsmarine, a naszym zadaniem będzie zatapianie statków aliantów i wypełnianie misji. Przyzwoita, szybka i bardzo prosta w zasadach gra. Musimy się jednak liczyć z dużą losowością i realiami załogi okrętu typu U-BOAT. Jeśli nawet nie pójdą nam rzuty, to szybko możemy rozpocząć nowy patrol lub karierę - jeden patrol trwa około 20-30 minut. Tematyka trafia w mój gust, jednak utwierdzam się, że planszowe gry solo nie są dla mnie. Również sprawdzanie w tabelkach co nam wyszło z rzutu nie przekonuje mnie. Tu chętniej zasiądę do komputerowego symulatora. Gracze solo mogą na spokojnie dodać 1 albo 2 oczka do mojej oceny.
-
Massive Darkness 2: Hellscape | 2x |
7,5/10
650. Tyle dni Massive Darkness 2 przeleżało na półce "możliwości". Gdy jednak trafiło na stół, to spełniło swoją rolę - planszowego odpowiednika Diablo 2 czy Grim Dawn. Tu trup ściele się gęsto, bohaterowie levelują szybko, a z mobków wypada tona żelastwa znanego potocznie lootem. Tu nie ma miejsca na zastanowienia, kalkulacje czy przejmowanie się fabułą.
Wiele gier typu Dungeon Crawler wylądowało na moim stole, ale MD2 wyróżnia ciekawy combat oparty o customowe kostki. Te obrazują posiadane umiejętności, przedmioty czy buffy wpływające na walkę. Lekko asmetryczne postacie, oparte na klasyczne klasy, takich jak m.in. czarodziej, paladyn, szaman czy bersekrer - każdy ze swoją mini gierką. MD2 to odmóżdżacz w stylu starych i dobrych hack & slashy. Gdy będę miał ochotę na taki typ rozgrywki, to chętnie sięgnę po ten tytuł.
Minusy to: długi czas rozgrywki, zerowy poziom trudności, sztampowe zadania, multum szarego plastiku i ogromne pudło. Zamiast figurek przyjąłbym wersję z kolorowymi tokenami - wtedy gra byłaby ładniejsza, czytelniejsza oraz praktyczniejsza, a same pudło kilkukrotnie mniejsze.
To dungeon crawler, który zdobył u mnie najwyższą ocenę i sprawia, że pozostałe gdy z tego gatunku tracą po jednym "oczku".
-
BIOS: Genesis | 1x |
3/10
Wczoraj cofnęliśmy się miliony lat w przeszłość, gdy na Ziemi zaczęły formować się pierwsze organizmy jednokomórkowe. A my jako gracze,
obserwowaliśmy jak te pierwsze formy życia powstają, giną, a czasami uda im się przerwać.
BIOS Genesis to gra o wyjątkowej i oryginalnej tematyce, aczkolwiek wygląd gry jest surowy, laboratoryjny. Wygląd nie zachwyca. Ikony - tych jest multum i ich wygląd jest tematy, a przez to kompletnie nie przedstawiają co robią. W grze brak jest pomocy gracza, które wyjaśniałyby tą całą ikonografię. Sprawia, że wszystko jest mało intuicyjne, nieczytelne i cały czas trzeba się dopytywać o tą czy inną ikonę.
Zasady to dla mnie prawdziwy koszmar. Reguł, regułek, technikaliów, wyjątków jest mnóstwo i przez cały czas rozgrywki było coś tłumaczone czy wyjaśniane. Właściciel gry zaznaczał, że tłumaczy minimum, a resztę dopowie jak pojawi się ta czy inna sytuacja w trakcie gry. W każdym razie, dla mnie to była kilkukrotnie przekroczona granica złożoności zasad gry planszowej.
No dobra, ale jak mamy taki ciężar zasad, to rozgrywka na pewno musi być mocarna? Prawda? I tu moje największe rozczarowanie, bo mamy znikomy wpływ na grę i bardzo mało ciekawych decyzji do podjęcia w jej trakcie. Mianowicie, w każdej fazie losowość decyduje co się dzieje. I tak, przez pechowy rzut kościami albo losowe wydarzenie, możemy w połowie gry zostać w beznadziejnej sytuacji i wegerować przez pozostała część gry. Czy wrócimy do gry - decyduje cud losowości. Kolega z powodu tej losowości przez 3 godziny czekał, aż coś się wydarzy - dopiero po tym czasie gra pozwoliła mu stworzyć swojego pierwszego jednokomórkowca i mógł zacząć nim grać. W trakcie rozgrywki zapytałem czy mogłem zrobić coś, aby temu czy innemu negatywnemu zjawisku zapobiec. Krótka odpowiedź była, że nie. Długa odpowiedź: mogło mi się poszczęścić w wyborze karty lub rzucie kostką...
Poziom decyzyjności w tej grze przypomina te znane z gier imprezowych - na rozwój gry mamy praktycznie zerowy wpływ, bo cały czas jest chaos. Przez te i inne elementy gry jesteśmy obserwatorem albo "warzywem" w trakcie trwania rozgrywki 4-5h. Nie robimy nic i siedzimy, aby coś nam się wylosowało. To gra w której mamy 15 minut rozgrywki, 4h+ tłumaczenia zasad i obserwowania gry. Zaakceptowałbym ja, gdyby trwała te 30-45 minut, a nie gdy gramy w pośpiechu i ta trwa 5h. Sama obsługa gry jest koszmarna i monotonna. Instrukcja gry to jedna z najgorszych jakie czytałem + wspomniana ikonografia i brak pomocy gracza.
BIOS Genesis to najtrudniejsza gra pod względem zasad ostatnich lat w jaką grałem. Podziwiam ludzi, którzy ogarniają tak złożone zasady i mają tyle czasu na tak długie tytuły. Jak szanuję Eklunda za parę jego tytułów, to totalnie nie jestem targetem tej serii.
Po grze w Genesis byłem wymęczony, bez chęci do życia. Szkoda, bo tematyka fajna. Autorowi trzeba przyznać, że udało się zrobić symulator przeżycia takiego organizmu, ale w coś takiego raczej zagrałbym solo albo w wersję cyfrową.
-
Escape Room: Misja w Tokio | 1x |
7,5/10
Wszelkie gry zagadkowe, escape roomowe czy kryminalne przerabiam jak wpadną mi tylko w ręce. Tu nie było wyjątku. Dość ciekawa część, która ma swoje plusy i minusy. Ze względu na kreatywne wykorzystanie komponentów gry trafia do "TOP50%" gier z tego gatunku. Polecam.
-
Fire in the Lake | 1x |
(+++)
Duży COIN który przenosi nas do wietnamskiej dżungli. Gracze wcielają się w jedną z czterech asymetrycznych frakcji, każda z własnym celem gry, możliwościami oraz feelingiem. Gra w teorii to 2vs2, a w praktyce jest tylko jeden zwycięzca. Przez to rozgrywka jest dynamiczna, nieprzewidywalna, a sojusze zmieniają się w zależności od sytuacji na planszy. Znajdziemy tu masę wszelakiej interakcji, która bardzo przypadła mi do gustu. Gra wywołuje wiele emocji i rozmów nad stołem przez swoją unikatową oraz imersyjną rozgrywkę. Klimat tutaj wylewa się z planszy, a grające w tle kawałki z tego okresu jak np. Fortunate Son, Purple Haze czy War tylko podkręcają atmosferę. Zagraliśmy wstępną rozgrywkę, aby poznać flow gry i zaznajomić się ze swoimi frakcjami. To tytuł pełen niesamowitej głębi, który będę mógł ocenić po rozegraniu kilku rozgrywek w stałym gronie. Pierwsze wrażenia - jest sztos, wyjątkowe doświadczenie.
-
Space Empires 4X | 1x |
(++)
Jedna zapoznawcza rozgrywka na BGA w wariancie podstawowym. Znajdziemy tu wszystko co powinien posiadać kosmiczny 4X: odkrywanie kosmosu, rozbudowę baz oraz flot, walka poparta technologią oraz kompozycją flot i możliwe wyeliminowanie wroga. Jest ciekawie, agresywnie, a drzewko technologiczne stało się moim ulubionym elementem gry. Tu pomimo losowości pochodzącej z kostek, mamy pełen wachlarz narzędzi, które wpływa na przebieg bitew oraz to co możemy robić na planszy. Ciekawe jednostki. Chętnie zagram ponownie.
Wielkie powroty:
-
The Light in the Mist | 7x |
9,5/10
Zagadkowa gra oparta o talię kart tarota. Przepiękna gra, a wciągającej fabule, ale to zagadki są dla mnie silną cechą tej gry. Te poukrywane na klimatycznych kartach tarota są logiczne, dają masę frajdy z ich rozwiązywania. Polecam.
-
Great Western Trail: Nowa Zelandia | 1x |
9/10
Powrót po długiej przerwie to jednej z moich ulubionych serii z gier euro. Bardzo ciepło wspominałem ostatnie rozgrywki w Nową Zelandię oraz Argentynę. W tej części z owieczkami bardzo lubię jak zostały przedstawione karty oraz co możemy z nimi robić. Jedno, że owce możemy używać na dwa sposoby, a dwa to karty pozostałe z których otrzymujemy jakiś bonus, samą kartę odrzucamy i dociągamy nową. W tej części co tym razem rzuciło mi się w oczy to przyjemność z rozgrywki. Z każdą praktycznie akcję jesteśmy nagradzani i gra dawkuje nam systematycznie dopaminę. Nie ma odczucia, że robimy coś źle, bo jesteśmy obdarowywani przez grę szczodrze - czy są to punkty, zasoby, karty. Jak popełnisz błąd to zdobędziesz czegoś mniej. Gra jest w sumie przez to trochę
miałka, a na jej końcu porównujemy zdobyte za wszystko PZty i na tym kończy się gra z przeciwnikiem. Mam wrażenie, że nie ma tu trudnych wyborów oraz pazura. Interakcja jest minimalna, typowo eurowata.
Sprawiło to, że gra straciła jedno oczko w ocenie. Mimo tego, gra mi się bardzo przyjemnie w NZ oraz Argentynę. W tym tytule bardzo przyjemnie płynie czas.
-
Innowacje | 1x |
(++-)
10 lat temu tytuł ten bardzo mnie zniechęcił przez swoją bezwzględną interakcję. Dzisiaj, z dużą ciekawością zagrałem w ten zapomniany już tytuł. Po jednej partyjce przypominającej - chcę więcej

. Gra ma duży pazur i potrafi być bardzo chamska. Gdyby tylko nie ten suchy i mało atrakcyjny wygląd...
-
Root | 1x |
8,5/10
Roota sprzedałem około dwa lata temu. Niestety nie znalazła wielu chętnych wśród mojej starej ekipy. Gra z jednej strony odrzucała słodkim wyglądem, a z drugiej wciągnęła ilością interakcji oraz asymetrią. Jest to jednak tytuł do zgłębienia. Każdy graczy dobrze jak ogra swoją wybraną frakcję albo poeksperymentuje i znajdzie jedną dla siebie, pasującą w gust i styl gry. Jednak w starej grupie, gdzie gracze zagrają 1-2 razy w dany tytuł i skaczą z nowości na nowość, takie podejście nie przejdzie. Jednak czasy się zmieniają, grupa powiększa i jest więcej czasu na docenienie tak złożonych gameplayowo tytułów jak Root.
Zagrałem jako Sojusz Stworzeń Leśnych, który zaczyna bez obecności na planszy. Zdobywa swoich sympatyków w trakcie gry i niczym istni rebelianci stara się obalić dominującą nad Leśnogrodem Markizę de Kot oraz frakcję Orlich Gniazd. Sojusz ma kruche wojsko, specyficzną ekonomię i stara się wygrać poprzez zdobycie poparcia leśnych stworzeń i liczne bunty.
Przypadła mi do gustu ta frakcja, a sama rozgrywka sprawiła ogrom frajdy! Root to jest jednak sztos giera i chętnie zagram ponownie. To jedna z nielicznych gier, którą już raz sprzedałem, ale zakupiłem ponownie.
-
Wyprawa Darwina | 1x | Podstawka:
7,5, z dodatkami
9/10
Cięższe euro, które jest jednym z najciekawszych tytułów z zeszłego roku. Zagrałem pierwszy raz tylko na podstawce i nie widzę powodu, aby grać bez dodatków. Chętnie zagram.
Stali bywalcy:
-
A Gest of Robin Hood | 12x |
8,5/10
Mega sympatyczny tytuł o nieocenionej głębi. Lubię grać Robin Hoodem bo ma zawsze pod górkę, musi dwoić się i troić jak wyrolować Szeryfa, napaść na jego drogocenne powozy i sprawić by lud zbuntował się przeciwko obecnej władzy. Klmatyczna i tematyczna gra dwuosobowa. Szybka i przyjemna.
-
1849 | 3x |
9/10
Kilka ciekawych rozgrywek, które potwierdzają jaka głębia siedzi w tym gatunku gier. Pomimo ponad 40 rozgrywek nadal coś poznaję i gram inaczej niż wcześniej. Niesamowita jest regrywalność w 1849. Świetnie bawiłem się i wprowadziłem parę osób do świata 18XX. Polecam!
-
Pax Renaissance: Druga Edycja | 3x |
10/10
Król nadal siedzi na tronie, nawet pomimo rosnącej brody. Trzy partyjki w turnieju z mieszanym rezultatem - trafiłem na mega wymiataczy. Mimo tego - zawsze chętnie zagram.
-
Terrorscape | 3x |
9/10
Możliwe, że największe pozytywne zaskoczenie tego roku. Nie spodziewałem się, że Terrorscape tak przypadnie do gustu zaawansowanym wymiataczom jako fillerek oraz planszowym casualom. Znajdziemy tu przygodę, klimat i miejsce to kminienia oraz planowania. Oryginalny system ukrytego ruchu. Świetna pozycja z tendencją jeszcze jednej gry.
Podium:
Nowość miesiąca: Burning Banners
Gra miesiąca: Terrorscape
Rozgrywka miesiąca: 1849: The Game of Sicilian Railways
Powrót Miesiąca: The Light in the Mist
Przemyślenia:
Pograłem trochę więcej we współczesne gry wojenne. Jak stereotypowo gry wojenne są to szare, bure gry o rzucaniu kostek przez 12 godzin, sprawdzaniu współczynników w 100 stronnicowej instrukcji oraz przesuwaniu miliona tokenów na nudnej planszy. Tak w rzeczywistości łączą one zalety gier euro oraz ameri.
Z jednej strony mamy fajne rozkminy i ciekawe decyzje do podjęcia, że głowa paruje. Budowanie ekonomii, krótko i długoterminowe planowanie działań. Z drugiej mamy masę interakcji, emocjonującą rozgrywkę, zwykłe osadzoną w bardzo tematycznym settingu, gdzie klimat się wylewa z planszy. Do tego są to pięknie wykonane, kolorowe tytuły.
Losowość w zależności od tytułu, może być minimalna, a może być i duża.
Złożoność tak samo - na plus, że zasady są tematycznie.
Czas rozgrywki, od 15-20 minutowych gierek, po kilkugodzinne epickie batalie.
Polecam każdemu spróbować współczesne gry wojenne i dać szansę. A nóż można poznać zupełnie nowy gatunek gier planszowych, który przypadnie do gustu. Jak jesteście zainteresowani, to na Planszówkach w Spodku będzie do tego świetna okazja
Plany na wrzesień:
- skończyć kampanię Dorfromantika;
- wrócić do 7th Continent oraz Root'a;
- zacząć na całego rozgrywki w Fire in the Lake;
- organizacja dużych wydarzeń planszowych regionie;
- Planszówki w Spodku i akcja "
Planszówki wojenne dla początkujących" - jeżeli będziecie, nawet jak Was nie interesuje ten gatunek gier planszowych, to wpadnijcie na nasze stoisko przybić piątkę

. Będzie mi niezmiernie miło.